niedziela, 11 kwietnia 2010

Katastrofa lotnicza w Smoleńsku

Oczywiście, jak większość osób na całym świecie, świadoma jestem skali tego wydarzenia. Jako Polka wiem, że trudna teraz droga przed nami (choć nie oszukujmy się, najtrudniejsza droga obecnie przed ludźmi, którzy rządzą naszym krajem - my, obywatele, możemy jedynie oddać hołd tym, którzy w tragiczny sposób zginęli i postarać się o jak najwyższą frekwencję i jak najbardziej przemyślane głosy w nadchodzących wyborach). Jest jednak kilka faktów, które po prostu muszę skomentować, gdy słyszę kolejne wiadomości i wypowiedzi dziennikarzy i polityków.

Po pierwsze jakim prawem porównujecie Państwo śmierć w katastrofie lotniczej sporej części ekipy rządzącej z tragedią oficerów WP, PP i KOP w Katyniu? Skala obydwu zdarzeń jest nieporównywalna. W Katyniu, po czasie cierpienia w obozach i więzieniach, rozstrzelane zostały tysiące ludzi, którzy walczyli w obronie państwa polskiego. Ludzie Ci zginęli świadomie, patrząc na ciała leżące w zbiorowych mogiłach, nim sami do nich dołączyli. Te 96 osób na pokładzie Tupolewa zginęło śmiercią nagłą w katastrofie lotniczej, i jakkolwiek jest to ogromna strata dla Polaków, to jednak nie jest to w żaden sposób porównywalne z tragedią katyńską.

Po drugie jak można mówić, że prezydent poległ pełniąc służbę państwu polskiemu? Polec może żołnierz na wojnie, walcząc w obronie swojego kraju. Prezydent Kaczyński zmarł wypełniając swoje obowiązki wobec Rzeczypospolitej polskiej. Zmarł, zginął, nie poległ, to jest istotna różnica.

Do tego dochodzi jeszcze jeden zarzut przeciwko temu, co słychać w mediach: dlaczego nie mając żadnego potwierdzenia, rozprawialiście Państwo tyle o możliwej winie pilota i o tym, co powinien on był zrobić, a w tym samym czasie przypominacie (odnośnie prezydenta), że o zmarłych mówi się dobrze albo wcale? Jeśli oficjalnie potwierdzone zostanie, że pilot popełnił błąd, to wtedy i tylko wtedy powinno się o tym mówić. Ale nawet wtedy powinniśmy spróbować spojrzeć na to w pełniejszym kontekście. Czy już Państwo nie pamiętacie sprawy pilota, który odmówił lądowania w Tbilisi? Nie pamiętacie już, że groziło mu nawet postawienie przed sądem? Pilot Tupolewa mógł rzeczywiście czuć pewną presję, by siąść na lotnisku w Smoleńsku...

I ostatnia (bo nie będę się już rozwodzić nad porównaniami do papieża) istotna sprawa, będąca w tle tego, co się stało. Czy naprawdę niczego nie nauczyliśmy się po katastrofie samolotu CASA w Mirosławcu? Straciliśmy wczoraj całe główne dowództwo sił zbrojnych Polski. Mimo tego, że doświadczyliśmy już skutków takiej lekkomyślności (inne kraje i bez tragedii potrafiły wprawić w życie odpowiednie procedury), po raz kolejny pozwoliliśmy na to, by szereg najważniejszych osób w państwie leciał jednym samolotem. I po raz kolejny za taką lekkomyślność zapłacona została wysoka cena...

Gdyby tylko prezydent nie walczył tak wytrwale o to, by być w Katyniu...